Jasper



Aseniwuche Winewak wynieśli się z Jasper, gdy zakładano tam 110 lat temu park narodowy. Indianie zatrzymali się w pierwszej dolinie, skąd ich nie wypraszano: Grande Cache. Aż do lat sześćdziesiątych żyli tam jak za dawnych dobrych czasów. To jeden z ostatnich rdzennych narodów, za które się wzięła nasza cywilizacja. Dziś trudno zrozumieć, komu tam przeszkadzali ci nieocenieni znawcy dzikiej zwierzyny i wód, z których Jasper słynie.
Pięćdziesiąt lat temu do Jasper wciąż przybywali tylko prawdziwi wielbiciele natury. Niedźwiedzie ładowały się im nierzadko na samochód i wyjadały piknik z koszyka.
Dziś Jasper to jedna z największych atrakcji turystycznych Kanady, w dodatku w tym roku bezpłatna z okazji 150-lecia państwa. Nieco zadymiona z powodu wielkiego pożaru British Columbii, zatkana samochodami, jednak nadal obowiązkowa. Dojeżdżamy do jej granic o 11 rano – niezbyt chlubna pora jak na górskie wyprawy, ale tak wyszło. Pogoda zmienna, pewnie za chwilę dopadnie nas burza. Autostradą Trans-Canada grzeją ciężko obładowane ciężarówki gotowe nas zgnieść na drodze do jezior polodowcowych. Czy zachowają szmaragdowy kolor w taką pogodę? Czy damy radę tam dojechać mimo marudzenia dzieci na tylnych siedzeniach? Czy w ogóle obrócimy do wieczora?
Na drodze wyrasta nam hangar z napisem Peregrine Helicopters. To brzmi jak rozwiązanie. Otwieram w głowie moją bucket list: jak każdy śmiertelnik wpisałam sobie w niej marzenie lotu helikopterem. 15 minut później kołujemy nad szmaragdowymi jeziorami Jasper, niemal zaczepiając nogą o oblodzone szczyty gór. Helena wypatruje niedźwiedzi. Amalia powtarza mantrę: „lubię helikopter jak jem, nie lubię helikoptera jak nie jem”. Siedzę z przodu, otwieram maleńkie okienko, żeby pooddychać górskim powietrzem, podglądam lasy przez szklaną podłogę. Zachwycam się rysunkom, jakie deszcz wykonuje na przedniej szybie. Pod koniec wyprawy przelatujemy nawet nad naszym Rock Lake. No przecież widzę nawet z góry, że nie ma tu ani ryby, teraz rozumiem wczorajsze niepowodzenie wędkarskie! Przez cały wieczór puszczamy sobie w kółko filmik z lądowania. Ile można się podniecać falującą od wiatru trawą lotniska? Bez końca!

Reklama

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s