Co tam rekiny przepływające tuż nad moją głową. Co tam gigantyczne płaszczki przypominające wojskowe samoloty. Co tam świecące w nocy żyjątka z dna oceanu. Największe wrażenie w akwarium zrobiła na mnie… taśma.
Przez akwarium w Toronto jedzie się na powolnie posuwającej się taśmie, a wokół nas i nad nami szaleją ryby. Możemy sobie postać do woli, zapatrzeć się, gwałtownie zamachać rękami, odwrócić w ślad za uciekającym rekinem. A nic z tego, co zrobimy, nie wywoła wpadnięcia na siebie turystów, zasłonięcia komuś czegoś bardzo ważnego, postania sobie zbyt długo tam, gdzie jest najatrakcyjniej. Krótko mówiąc nie wywoła podirytowania, oburzenia, fukania i prychania na siebie, bez których generalnie nie wyobrażamy sobie przecież współistnienia turystów! Ani, szerzej to ujmując, współistnienia ludzi…
Na ruchomej taśmie każdy jest w centrum i każdy niezależny. Konfliktów nie ma.
Podobnie jak na ulicy, gdzie wszystkie 4 samochody nadjeżdżające z różnych kierunków zatrzymają się na znaku stop.
Podobnie jak w urzędach, gdzie więcej jest obsługujących niż chętnych coś załatwić.
Podobnie jak w przedszkolu, gdzie dzieci zdaje się z własnego samochodu i odbiera w samochodzie, omijając stres szatni
Podobnie na zajęciach dla maluchów, kiedy wszyscy siadają w tak szerokim kole, żeby każdy był w pierwszym rzędzie.
Podobnie jak na stoku narciarskim…
Nie ma gdzie się ten konflikt narodzić. Patrzę i podziwiam. Co tam rekiny, najlepsza jest taśma. I love Canada!