Do ostatniej chwili przekonana, że jadę do Disneylandu wyłącznie jako taksówkarz, z ambitnym planem turystycznym wobec Los Angeles, z zamiarem poświęcenia się zakupom i pakowaniu na kolejny etap podróży… wjechałam na ulicę Disneyland Drive i przepadłam.
Dziesięć godzin później wychodziłam z bajkowego parku rozrywki zakochana w Ameryce po uszy. Tak dobrze nie bawiłam się od lat. Moja starsza córka zamiast chodzić, skacze z radości. Młodsza też zachwycona, wybiegała się i wybawiła. My poczuliśmy się jak dzieci, szczególnie w domku Myszki Miki. Jeśli Warner Bros pokazało świat z pogranicza rzeczywistości i iluzji, tu spędziliśmy cały dzień w chmurze iluzji.
Rzeczywistość dała się we znaki dopiero w drodze powrotnej. Stojąc w korku, na nogach od trzeciej rano, zmuszeni byliśmy się poddać. Zaparkowaliśmy pod sklepem ze zlewami i sedesami, położyliśmy siedzenia samochodu i poszliśmy spać.