Kolejny raz przez nasz letni dom przetoczyły się tabuny gości i miałam okazję wyciągnąć pewne wnioski statystyczne. Wiadomo, Włosi przyciągają uwagę kobiet. Od Casanovy po Berlusconiego, od Mastroianniego przez Roberto Baggio po Gassmana ojca i syna, trudno wymazać ich z pamięci. Czy jednak wszyscy urzekają tymi samymi urokami?
Podczas długiej przeprawy przez morze Tyrreńskie ułożyliśmy sobie naszych znajomych regionami. Okazało się, że różnice między nimi silnie związane są z regionem, z którego pochodzą. Wystarczy pójść do restauracji, żeby się przekonać, że wenecki kelner podbije serca zagranicznych turystek podgrzewaną pizzą z zamrażalnika, podczas gdy genueński kelner spojrzy na nie z góry, dając jedynie uszczknąć odrobiny aury arystokratycznej nostalgii.
W jakim zakątku Włoch można natrafić na najzabawniejszych kompanów na długi letni wieczór, a gdzie szukać odpowiedzialnego męża i ojca rodziny? Kogo się wystrzegać, kogo nie może zabraknąć na imprezie, co znaczy w ustach Włocha „ti voglio bene*”?
Oto kilka uroczych postaci, które dość dobrze reprezentują swoje miasto.
Wenecja: sprzedawca marzeń
Alessandro cieszy się życiem w nadmorskiej willi, dzieląc chwile szczęścia z piątą żoną. Miał szansę na solidną posadę inżyniera, ale wolał wsiąść na pierwszy statek i odpłynąć w siną dal. Trafił na Bali, raj na ziemi. Od tego czasu jeździ po świecie, wynajduje najpiękniejsze miejsca i urządza w nich kurorty. Klientów łowi na wędkę uroku osobistego połączonego z rajską location nowej inwestycji. Nikt mu się nie oprze. Bo kto potrafi oprzeć się marzeniom?
Mówi „ti voglio bene” każdej osobie, która coś od niego kupi.
Rawenna: przez żołądek do serca
Roberto upasł sobie pokaźny brzuszek, zresztą jak wszyscy jego znajomi. Ilość pożeranych tortellini potwierdza przecież zarówno jego męskość, jak i stopień zadowolenia z życia. Prawdziwy facet się nie rozdrabnia.
A po solidnym obiedzie… romansuje z tą, która zapewniła mu pełny żołądek, co wieczorem opowie ze szczegółami kolegom w barze. Niech wiedzą, jaki jest męski.
Żona Roberto wyrzuciła go z domu, jedna z pierwszych buntowniczek w mieście. Do dziś sąsiadki nie mogą się nadziwić jej decyzji. Córki, choć już 40 letnie, urządziły sobie życie z pominięciem małżeństwa.
Mówi „ti voglio bene” tylko swoim córkom i wnukom.
Genua: romantyczna nostalgia
Andrea mieszka w pięknej, choć coraz bardziej sypiącej się willi, wspominającej arystokratyczne korzenie. Nocami imprezuje, rano odsypia, po południu pracuje jako grafik, spoglądając na inspirujące morze. Co niedzielę pływa na żaglówce zbudowanej przez ojca. Właściwie już dawno powinien ją sprzedać, ponieważ nie stać go na jej utrzymanie, ale że nie pali benzyny… jakoś jeszcze się przemieszcza. Ojciec budował tę łódkę w garażu wiele lat. Gdy skończył, zorientował się, że nie mieści się w drzwiach i musiał zburzyć garaż, żeby ją wydostać.
Mówi „ti voglio bene” dziewczynie, w której zakochuje się bez pamięci, zapominając na kilka tygodni o przyjaciołach i pracy. Potem wszystko wraca do normy.
Jezioro Garda: playboy
Gdy o drugiej w nocy impreza nad jeziorem Garda chyli się ku końcowi, Enzo dostaje SMS’a. Natychmiast żegna się z kolegami, nie zapominając o zapadającym w pamięć całusie dla każdej obecnej dziewczyny. Wsiada do samochodu i jedzie 200 km do dziewczyny. Co tydzień inna, każda wpada w te same sidła, zakochuje się bez granic, dostaje od niego wszystko i potem nagle już jej nie ma. Enzo umie rozśmieszyć, nie jest zmęczony nawet o piątej rano, ma gest w restauracjach, nie skąpi komplementów.
Przejedzie się dla popisu na jednym kole motoru, skoczy pokazowo na główkę z łódki, zabierze dziewczynę na wycieczkę helikopterem, wejdzie tylnymi drzwiami na imprezę u Berlusconiego.
Żadna dziewczyna na północ od Neapolu nie uszła jego uwadze, żadna nie ma po nim przykrego wspomnienia. Cóż, zawodowy playboy.
Żadnej nie mówi „ti voglio bene”.
Florencja: zrozumiały/zarozumiały snobizm
Manzoni, ‚włoski Mickiewicz’, mył w XIX wieku swoją książkę w rzece Arno, żeby oczyścić ją z regionalnych naleciałości, uczynić bardziej toskańską, możliwie florencką, czystą, dantejską.
Leonardo przez sam fakt, że od urodzenia myje się we florenckiej wodzie, jest przekonany o swojej wyższości nad mieszkańcami jakiegokolwiek innego zakątka Włoch. Nie brakuje mu oczywiście kultury do udowodnienia swojej tezy. To wspaniały przewodnik, chętnie oprowadzi po każdym muzeum, palazzo, giardino. Byleby mu nie mówić o reszcie półwyspu Apenińskiego.
Mówi „ti voglio bene” gdy zachwycisz się bezgranicznie Florencją.
Mediolan: zabiorę cię na shopping
Stefano patrzy na mnie od stóp do głów i kiwa głową z satysfakcją. Niezły look. No, może buty by zmienił. A poza tym czy mogę się obejść bez branzoletki w papugi Cavalli? Jutro o szesnastej zabiera mnie na shopping.
Mediolańskie wyprzedaże nakazują mały spacer po sklepach, a Stefano upatrzył już sobie kilka kolekcji pasujących do mojego aktualnego humoru. Przy okazji kupi sobie to i owo, bo jego garnitur z zeszłego roku ma już zupełnie niemodne kieszenie. Poza tym, cóż za boskie koszule widział na Via Montenapoleone…
Mówi mi „ti voglio bene” dziesięć razy dziennie, a i tak kocha innego.
Rzym: dolce vita
Żona Carlo dziesięć lat temu zaszła w ciążę z kimś bogatszym i się wyprowadziła, a Carlo mieszka ze swoją dziewczyną i wspólną córką. Mama Carlo mieszka sama, oficjalnie wdowa po hrabim XY, aktualnie opłakuje jednak śmierć innego mężczyzny, nieoficjalnego ojca swojego trzeciego dziecka. Od wielkiego dzwonu Carlo, jego mama i żona pojawiają się w Watykanie z koronkowymi czarnymi chustkami na głowach i ściskają rękę co ważniejszych kardynałów.
Carlo ceni sobie elegancję pozorów oraz stabilność małżeństw, które w Rzymie nigdy się nie rozpadają, choć akceptują dowolnie elastyczne rozwiązania. Otacza się baronami, książętami i pięknymi kobietami zza granicy.
Mówi „ti voglio bene” swojej dziewczynie, zdecydowanie nie żonie.
Neapol: prosty ze mnie chłopak
Alberto tuż po studiach zarabiał milion lirów i wydawał na mieszkanie milion lirów. Musiał chodzić do znajomych na obiady, inaczej umarłby z głodu. Ale dobrego humoru nigdy mu nie brakowało.
Dziś zarabia 400 euro za godzinę, jednak nic się nie zmienił. Najbardziej lubi spędzać wolny czas z przyjaciółmi przy winie, objadając się pizzą, mozzarellą i makaronem. Do tego odrobina słońca, szum morza, czego chcieć więcej?
Mówi „ti voglio bene” każdemu dobremu, prostemu człowiekowi.
Piemont: myśliwy na polowaniu
Jeśli chodzi o mężczyzn z Piemontu, polecam wpis o Pinuccio
Sycylia: na śmierć i życie
Alfonso nie raz pobił się o dziewczynę. Zapisał się do klubu bokserskiego, żeby sobie lepiej radzić. Marzy o czymś wielkim, miłości nieskończonej, takiej która ułoży w harmonii wszystko wokół, pracę, dom, przyjaciół, złe wspomnienia z dzieciństwa. Szamocze się, uwodzi, porzuca, ucieka, wraca. Z zazdrości gotowy jest zabić.
Mówi „ti voglio bene” swojemu aniołowi ze snów, który jednak może w dowolnej chwili stać się upadłym aniołem i stracić dla niego cały swój urok.
Bari: wakacje u mamy
Vito uciekł z Południa gdy tylko skończył liceum. Tu wszyscy są zbyt leniwi, zbyt tradycyjni, nie ma przestrzeni do życia. Mieszka w Paryżu, gdzie wyżywa się jako artysta, a jego włoskie korzenie pomagają mu zdobyć serca licznych turystek. Każdego lata wraca jednak do mamy, która wita go ze łzami w oczach. Gdzie będzie mu lepiej? Siada na krześle przed domem i godzinami patrzy w milczeniu na przechodniów. Potem zmawia litanię z babcią przy kapliczce i zasiada do stołu na pięciogodzinny posiłek. Wieczorem spaceruje po placu tam i spowrotem z kolegami z przedszkola. I po co coś zmieniać?
Mówi „ti voglio bene” już na pierwszej randce.
Sardynia: to moja sprawa
Sandro sprzedaje owcze sery pecorino z furgonetki na roku ulicy. Wszyscy go tu znają, wszyscy kupują (choć drogo) przepyszne smakołyki. Mówi się o nim, że na wiosnę sprzedaje pecorino własnej roboty ale już w szczycie letniego sezonu kupuje po prostu w Auchan i ‚ulepsza’ sezonując w swojej furgonetce o niepowtarzalnej florze bakterii. Mówi się o nim, że mieszkał w Niemczech, skąd uciekł gdy zabił żonę. Nikogo nie zaprasza do siebie, nikomu nie pokazuje swoich owiec, nie odpowiada na żadne pytania.
Nie mówi „ti voglio bene”. W ogóle prawie nie mówi, choć uśmiecha się przyjaźnie.
Ponieważ we Włoszech regiony nadal zachowują swoją odrębność kulturową, łatwo jest odróżnić typy mężczyzn. Na krótki letni romans idealnie pasuje Jezioro Garda, dla romantycznych wspomnień stosowniejsze jest zachodnie wybrzeże, dla niezapomnianych, groźnych przygód nie ma jak Sycylia. O Włochach znad Adriatyku warto pamiętać, że sprzedaliby nawet własną matkę (ale z jakim urokiem), do górali z Północy trzeba się przebić przez dość twardą skorupę.
Prawdziwy problem zaczyna się wtedy, gdy mężczyzna pochodzi po trochu z różnych krańców półwyspu. Takich najczęściej spotyka się w dużych miastach, szczególnie w Mediolanie. Mój mąż wychował się w Genui, ale pochodzi z Piemontu, Mediolanu i Neapolu. I co z tego wychodzi? Nie przestaje mnie zaskakiwać. Na przykład dziś rano jest Neapolitańczykiem i śpiewa na pełne gardło ćwicząc na siłowni, przy otwartych na oścież oknach.
*musiałam pozamieniać imiona chłopaków z powodu privacy